Do tych noblistów Polacy się nie przyznają. Dlaczego? Na zdjęciu Leonid Hurwicz, który dostał Nobla z ekonomii Foto: Wikipedia. Kiedy w 2007 roku Leonid Hurwicz wraz z Erikiem S. Maskinem i

Watykański dziennik "L'Osservatore Romano" zastanawia się w niedzielnym wydaniu, dlaczego Jan Paweł II nie otrzymał Pokojowej Nagrody Nobla. Gazeta wyraża jednocześnie opinię, że trudno uznać tegorocznego laureata - prezydenta Baracka Obamę za pacyfistę, biorąc pod uwagę jego posunięcia dotyczące amerykańskiego zaangażowania wojskowego w Iraku i Afganistanie oraz jego stanowisko wobec aborcji. Wobec toczącej się dyskusji na temat wpływu, jaki Nagroda Nobla może mieć na prezydenturę Obamy, "upadły wszystkie wątpliwości, jakie w przeszłości przyczyniły się do fiaska najbardziej autorytatywnych kandydatur, takich jak przez długi czas wysuwana kandydatura Jana Pawła II, zgłaszanego od 1999 roku (kiedy Nobla przyznano Lekarzom bez Granic), a przede wszystkim uważanego za superfaworyta w roku 2003, po tym gdy potępił wojnę w Iraku" - napisała publicystka watykańskiej gazety. "W owym roku liczne inicjatywy i poparcie wielkiej części świata zdawały się predestynować go w naturalny sposób do tej prestiżowej nagrody, a za faworyta uważali go wręcz bukmacherzy" - przypomniała. "Jednakże Komitet mianowany przez norweski parlament nie wybrał go i wolał zamiast niego irańską prawniczkę Szirin Ebadi" - dodała. Autorka artykułu oceniła: "Papież Wojtyła uznany został przez członków jury za zbyt konserwatywnego w innych dziedzinach, a poza tym obawiano się, że jeśli wraz z nim zostanie nagrodzony Kościół katolicki, jedna religia będzie uprzywilejowana kosztem innych". "Obawy te zostały najwyraźniej przezwyciężone w znacznie bardziej kontrowersyjnym przypadku przyznania Nobla Obamie" - skonstatował "L'Osservatore Romano". Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Ariess/CC. Saul Perlmutter i Adam Riess ze Stanów Zjednoczonych oraz Brian Schmidt mający obywatelstwo australijskie i amerykańskie otrzymali tegoroczną nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki.Nagrodę przyznano za odkrycia dotyczące rozszerzania się wszechświata, dokonane podczas obserwacji odległych gwiazd supernowych. Takiego rozwiązania, które by wynikało z kontynuacji procesów i programów politycznych, które już są, nie widzę. Podobnie jak dziwaczny ustrój „za komuny” był nie do naprawienia siłami, które wówczas były legalne i systemowe. Sytuacja, w której około 50% obywateli uważa za zagrożenie rządy partii, na którą głosuje drugie 50%, jest chora. Przesłanką rozwiązania jest geografia. Zwolennicy paternalizmu partyjno-państwowo-nacjonalistyczno-kościelnego przeważają w części południowej i wschodniej, w dawnej Galicji i Kongresówce, prócz dwóch dużych kół wokół Warszawy i Łodzi, także prócz prawosławnego okręgu za Białymstokiem i dwóch (chyba) gmin w Bieszczadach. Przeciwnicy tego politycznego mentalu przeważają w dawnych prowincjach pruskich, co dotyczy zarówno tych z ludnością „starą” – Poznańskie, wsch. Pomorze, jak i tych nowo zasiedlonych po II wojnie. (Wciąż nie wiem, co takiego zrobili Prusacy tamtejszym Polakom, że uczynili ich demokratami? Wciąż nie wiem, dlaczego potomkowie powojennych przesiedleńców są liberalnie nowocześni?) Wszystkich Polaków nikt nie nawróci na polit-religię pisowską ani na przeciwną polit-religię antypisowską. Skoro nie, to można spróbować rozwiązania takiego jak w Niemczech w r. 1648 był pokój westfalski: sporną kwestię przesuwamy w dół. Skoro wtedy nie dało się wszystkich Niemców nawrócić ani na rzymski katolicyzm, ani na wyznanie reformowane (a wyniszczająca – trzydziestoletnia! – wojna była dostatecznym dowodem, że nie), to należało uznać, że jedne kraje są A (papieskie), a drugie B (reformowane), i dać im prawo do własnej religii. W Polsce rozwiązaniem w tym duchu byłaby głęboka decentralizacja albo autonomia regionów. Obywatelom w poszczególnych regionach należałoby dać prawo do „życia swoim prawem”, takim, jakie u siebie przegłosują. To by znaczyło, że kwestie takie, jak stosunki kościół-państwo, ważność konkordatu lub nie, religia w szkołach bądź prywatnie, programy szkolne i takież obowiązki, warunki aborcji, uprawnienia osób nie-hetero, uprawnienia myśliwych, chów na futra, ochrona przyrody przez parki, rezerwaty, gatunki chronione i inne sposoby, używanie takich lub innych trucizn w rolnictwie, budowanie i utrzymywanie takich lub innych elektrowni, scentralizowane bądź rozproszone gospodarowanie w lasach należących do skarbu państwa, zasiłki socjalne, w końcu: pobór podatków, bo to wszystko kosztuje – zostałoby scedowane regionom. Które przez to stałyby się bardziej podobne do amerykańskich states lub niemieckich Länder. Niemożliwość nawrócenia wszystkich Polaków na jedną polit-wiarę wskazuje, że Polska jest po prostu za duża i za bardzo zróżnicowanych ma mieszkańców, żeby nią rządzić w sposób unitarny. (Oczywiście, są dużo większe państwa rządzone unitarnie, np. Chiny, ale one są tyraniami.) Niepowodzenie PiS w zamiarze ujednolicenia (Gleichschaltung) Polski pokazuje, że w polskim kontekście unitarność niebezpiecznie pociąga rządy autorytarne. Kolej warszawsko-wiedeńska: wstęp na końcuPochodzę z Łowicza, który w 1845 roku został podpięty do Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Mieszkam w Milanówku, który powstał, ponieważ Kolej Warszawsko-Wiedeńska przecięła tutejszy wyłączone od 1 sierpnia 2020. Ciekawe, że trzeci uczestnik badań Paul Portier, pierwszy autor doniesień o odkryciu anafilaksji, mający zatem co najmniej istotne zasługi w tym zakresie, nie został nagrodzony Nagrodą Nobla w 1913 r. Wydawać się to może dziwne z dzisiejszego punktu widzenia i obecnie obowiązujących kryteriów „kategoryzacji osiągnięć naukowych”.
Prezydent Aleksandra Dulkiewicz zapragnęła uczynić Gdańsk Miastem Literatury UNESCO. Jej zastępca Piotr Grzelak rozpoczął starania o ten prestiżowy tytuł od… próby likwidacji siedziby gdańskiego oddziału Związku Literatów Polskich. Po ponad 50 latach współpracy Miasto chce wypowiedzieć ZLP dzierżawę „Klubu Pisarza”. „W bieżącym roku pomorscy pisarze zrzeszeni w gdańskim oddziale Związku Literatów Polskich obchodzili dwa jubileusze. Pierwszym była 102. rocznica założenia - z inicjatywy Stefana Żeromskiego - organizacji o nazwie Związek Zawodowy Literatów Polskich. Drugim – 76. rocznica powołania ZLP na Wybrzeżu Gdańskim. Zanosiło się także na trzecie święto – półwiecze działalności ludzi pióra w sercu Głównego Miasta, w kamieniczce przy ulicy Mariackiej 50/52, gdzie mieści się „Klub Pisarza”. Niestety tej rocznicy pomorscy twórcy i miłośnicy literatury mogą nie doczekać, ponieważ władze Gdańska postanowiły z końcem lipca br. wypowiedzieć Związkowi umowę dzierżawy”, pisze na jednym z portali społecznościowych prezes gdańskiego oddziału ZLP, Stanisław Załuski. 93-letni autor wydanej kilka dni temu trzytomowej, monumentalnej powieści o powojennym Gdańsku, skarży się ponad to, że Urząd Miasta chce zawłaszczyć pomorską przestrzeń kultury, niszcząc przy okazji niezależne środowiska twórcze. - Ani prezydent Dulkiewicz, ani podlegli jej urzędnicy, nie przyjmują do wiadomości argumentów, że wyrzucenie tak zasłużonej dla kultury instytucji, jaką jest Związek Literatów Polskich, zwłaszcza w momencie, gdy Gdańsk stara się o tytuł Miasta Literatury UNESCO, szkodzi nie tylko wizerunkowi Gdańska, lecz także nie służy obrazowi polskiej kultury na arenie międzynarodowej – mówi Stanisław Załuski. – Pracownicy ratusza pozostają głusi na wszelkie propozycje Zarządu ZLP, zmierzające do rozwiązania problemu. Wygląda na to, że liczy się jedynie aspekt finansowy. A przecież rolą samorządu jest wspieranie lokalnej kultury. Zdaniem Załuskiego, decyzja miejskich urzędników zaprzepaści nie tylko siedemdziesięcioletni dorobek polskich pisarzy na Pomorzu, lecz także zniszczy ostatecznie środowisko literackie w Gdańsku. - Ta niezwykła determinacja urzędników jest wysoce zastanawiająca – dodaje Załuski. - Zwłaszcza, że w Gdańsku na podobnych zasadach działają inne związki twórcze, do których pani Dulkiewicz nie ma zastrzeżeń. Przystań pisarzy i artystówHistoria gdańskiego oddziału Związku Literatów Polskich w Gdańsku zaczyna się na początku lat 70. ubiegłego wieku. To wtedy władze Gdańska przydzieliły Związkowi „Klubu Pisarza”. Wcześniej, od 1946 roku, literaci mieli swoją siedzibę w Sopocie. - Gdański „Klub Pisarza” szybko zyskał miano jaskini poetów. Organizowano tu spotkania autorskie i huczne biesiady, nie tylko o charakterze literackim – wspomina prezes Załuski. - Na Mariackiej gościli laureaci nagrody Nobla Günter Grass i Czesław Miłosz. Bywał Zbigniew Herbert, Edward Stachura, Ernest Bryll. Swoją przystań mieli tu Mietek Czychowski, Jerzy Afanasjew, Staszek Hebanowski, Zbyszek Żakiewicz, Lech Bądkowski, Antek Fac, Jerzy Kamrowski, prof. Jerzy Samp. Częstymi bywalcami byli też artyści, Ryszard Stryjec, Bronisław „Buni” Tusk oraz profesorowie gdańskiej ASP Władysław Jackiewicz i Marek Model. Nasz „Klub” przed pandemią odwiedzali również Krystyna Łubieńska, Halina Frąckowiak, Anna Popek, Maciej Zembaty, Ryszard Poznakowski, Wojciech Fułek, Mikołaj Trzaska, Maciej Kosycarz, Krzysztof Skiba, Paweł „Koñjo” Konnak, Andrzej Stasiuk, Olaf Kühl i cała plejada pisarzy i dziennikarzy młodszego pokolenia. Można więc śmiało powiedzieć, że „Klub Pisarza” przez dziesięciolecia był na mapie kulturalnej Trójmiasta miejscem „kultowym”. Dobra passa skończyła się wraz z pandemią i wprowadzonymi przez rząd obostrzeniami sanitarnymi. „Klub” musiał ograniczyć godziny otwarcia i zrezygnować z imprez literackich, muzycznych i wernisaży, które do tej pory stanowiły o wyjątkowości tego miejsca… I właśnie zawieszenie działalności Urząd Miasta uznał za najlepszy pretekst do wypowiedzenia Związkowi umowy. Każdy powód dobry W czasach PRL gdańska siedziba ZLP była finansowana przez Bibliotekę Wojewódzką i był to lokal zamknięty dla osób z zewnątrz. Otwierano go jedynie na spotkania autorskie i zebrania członków ZLP. Po transformacji ustrojowej 1989 roku, dzięki staraniom ówczesnego prezesa oddziału ZLP prof. Andrzeja Piskozuba, 12 października 1990 roku zawarta została nowa umowa dzierżawy. W jej ramach ZLP, aby utrzymać płynność finansową Związku, dostał od Miasta zgodę na prowadzenie działalności gastronomicznej. - Współpraca przez te wszystkie lata układała się bardzo poprawnie… Aż do początków zeszłego roku – mówi Stanisław Załuski. - 12 lipca 2021 roku Zarząd ZLP otrzymał pismo, podpisane przez wiceprezydenta Piotra Grzelaka, w którym tenże urzędnik oświadczył, że od tej chwili Miasto, za połowę dzierżawionego nam lokalu, będzie pobierało opłaty na zasadach obowiązujących lokale komercyjne. Nie chcąc zaogniać sytuacji, Zarząd ZLP przystał na takie rozwiązanie. Zgoda na prowadzenie gastronomii obowiązywała jednak tylko do końca 2021 roku. W tej sytuacji Zarząd ZLP udał się do dyrektora Nieruchomości Gdańskich Przemysława Guzowa, z prośbą o wydanie zezwolenia na podnajem i kontynuowanie działalności gastronomicznej, bez której Związek nie będzie miał funduszy na należyte wykonywanie zadań statutowych. Odpowiedź była jednak odmowna. - Co więcej, dyrektor Guzow oświadczył, że Związek musi opuścić lokal przy ulicy Mariackiej, ponieważ „z niego nie korzysta”. W zamian zaproponował lokum zastępcze – wyjaśnia Załuski. – Być może klitka z aneksem kuchennym i wejściem od podwórka dałaby się zaadaptować na warsztat szewski, ale w żadnym razie nie na siedzibę instytucji kultury, w której odbywają się spotkania autorskie, prelekcje, odczyty i wernisaże… Przy czym zaznaczam, że nie podejrzewam pana Guzowa o złą wolę, ani tym bardziej o „ageizm”. Sądzę, że ten człowiek nie ma po prostu pojęcia o tym, jak wygląda oprawa imprez kulturalnych. Wolne słowo dla wybrańców?W marcu br. władze Gdańska wezwały Rosyjskie Centrum Nauki i Kultury do opuszczenia lokalu przy ulicy Długiej 35. Powodem była antyukraińska działalność placówki. Jednocześnie Miasto zapowiedziało, że w przejętym budynku będzie realizować projekt kulturalny o nazwie „Wolne Słowo. Autorzy przeciw autokracji". Na łamach jednej z lokalnych gazet prezydent Dulkiewicz obwieściła ponad to, że: „My w Gdańsku wierzymy, że kultura, słowo, literatura są czynnikami kształtującymi społeczeństwa, narody i wspólnoty. […] Wierzymy, że słowo jest nośnikiem zmiany, nowych idei i życia społecznego”. - To na pewno słuszna decyzja - przyznaje prezes Załuski. - Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego ZLP został potraktowany w taki sam sposób jak „centrum putinowskiej propagandy”? To bardzo dziwne, zwłaszcza w kontekście deklaracji dyrektor Biura Prezydenta ds. Kultury, p. Barbary Frydrych, która wyznała mediom: „Marzy nam się, żeby planowane przez nas działania przyczyniły się do wzmocnienia życia literackiego oraz kultury pisania i czytania w Gdańsku, a także doprowadziły do współpracy wszystkich działających w mieście podmiotów – instytucji kultury, organizacji pozarządowych, księgarń kameralnych, uczelni wyższych. Przede wszystkim chcemy w ten sposób wzmocnić samych ludzi pióra: pisarzy, poetów i tłumaczy”. „Czy wyrzucenie ZLP ze swojej siedziby jest właśnie tym ‘wzmacnianiem życia literackiego’? Czy prowadzi do ‘współpracy wszystkich działających w mieście podmiotów’? A może dyrektor Biura Prezydenta ds. Kultury, Barbara Fryrdych, uważa, że jedynie działania wymyślone przez Urząd Miasta mają w Gdańsku prawo bytu? Co to jednak ma wspólnego z ‘wolnym słowem’ i działaniami ‘przeciwko autokracji’?, pyta prezes Załuski w liście do prezydent Dulkiewicz, zaznaczając jednocześnie, że pomorskie środowisko literackie chętnie włączy się w proponowaną „współpracę wszystkich działających w mieście podmiotów”. Opinie sygnalistówW cztery godziny po opublikowaniu w internecie listu do prezydent Miasta Gdańska na Twitterze pojawił się wpis sygnowany przez „Zespół Prasowy Gdańsk”. Czytamy w nim „W nawiązaniu do pisma p. Załuskiego dot. najmu lokalu przy ulicy Mariackiej 50/52 z przykrością stwierdzany, że we wskazanym miejscu Związek Literatów Polskich od dłuższego czasu nie prowadzi działalności o charakterze kulturalnym ze szczególnym uwzględnieniem tematyki literackiej”. […] „Przez ostatnie lata zauważono również zanik aktywności ZLP o. Gdańsk w przestrzeni publicznej czy internetowej. Od 2015 roku związek nie informuje o wydarzeniach odbywających się w tym miejscu, nie sposób doszukać się informacji na portalach społecznościowych czy na stronie internetowej. Sygnały o braku aktywności ZLP oraz negatywne oceny działalności tej organizacji otrzymujemy również od gdańskich środowisk literackich. Informowaliśmy ZLP o naszych wątpliwościach oraz złożona została propozycja innego lokalu z czego związek nie skorzystał”. - Mam już 93 lata, może dlatego nie uznaję wpisów w mediach społecznościowych za właściwy sposób komunikacji, zwłaszcza z urzędami – komentuje prezes ZLP. – Powiem tylko tyle, że to wpis krzywdzący całe nasze środowisko. Bo oparty na „ocenach” jakichś anonimowych sygnalistów z „gdańskich środowisk literackich”. Do tego bardzo nieporadnie napisany. Autorzy tej notatki nie wspomnieli oczywiście ani słowem o naszym „Liście intencyjnym” skierowanym do gdańskich środowisk twórczych i o woli powołania w siedzibie Związku „Klubu Literatów i Dziennikarzy”. Zastanawiam się, skąd w ogóle pomysł, że ZLP ma obowiązek informować Urząd Miasta o swojej aktywności? Jako prezes ZLP od wielu lat uczestniczę w pracach kapituły Pomorskiej Nagrody Artystycznej, ale jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś z Urzędu Marszałkowskiego domagał się ode mnie relacji na temat aktywności członków naszego Związku. Od raportowania są urzędnicy. Pisarze są od pisania książek. Klub Literatów i Dziennikarzy List prezesa Załuskiego do prezydent Dulkiewicz kończy się opisem najnowszej inicjatywy Zarządu gdańskiego oddziału ZLP. Załuski informuje w nim, że Związek podpisał „Porozumienie” z przedstawicielami „środowisk literackich i dziennikarskich, wyznających pogląd, że istnieje pilna potrzeba wspierania i promowania niezależnych pomorskich twórców: prozaików, poetów, tłumaczy, dziennikarzy, publicystów, reportażystów, księgarzy, wydawców oraz pozostałych osób zajmujących się kulturą słowa w socialmediach”. W ciągu zaledwie paru dni na apel Związku odpowiedział gdański oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Stowarzyszenie „Federacja Młodzieży Walczącej” i redakcja „Dziennika Bałtyckiego. Obecnie dobiegają końca rozmowy z kilkoma innymi Jako Zarząd ZLP, zdecydowaliśmy się umożliwić gdańskim środowiskom twórczym wspólne korzystanie z lokalu przy ulicy Mariackiej. Nie chcemy tego miejsca wyłącznie dla siebie, chętnie się nim podzielimy ze wszystkimi, którzy chcą rzeczywistej wolności słowa i fermentu intelektualnego, bez względu na przekonania polityczne – podkreśla Stanisław Załuski. – W naszym „Klubie”, jeśli oczywiście Miasto nam go nie odbierze, będzie miał wkrótce siedzibę gdański odział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, który obecnie nie posiada w Gdańsku żadnego lokum. Stanisław Załuski zapowiada, że na Mariackiej, już na jesieni ruszą cykliczne wieczory autorskie, spotkania z pasjonatami historii Gdańska i Pomorza, medioznawcami, krytykami sztuki i ekspertami od spraw gospodarczych. Prezes zapowiada także wykłady i odczyty naukowe, a także kameralne koncerty i wernisaże sztuki i fotografii. A wszystko to przy medialnym wsparciu regionalnych publikatorów - prasy, radia i telewizji. Związek chce także odtworzyć czytelnię periodyków kulturalnych i biblioteczkę pomorskich autorów książek. Czy prezydent Aleksandra Dulkiewicz storpeduje ofertę Związku Literatów Polskich, czy wręcz przeciwnie - przyjmie ją z entuzjazmem? O tym dowiemy się już ofertyMateriały promocyjne partnera
Kissinger dostał pokojowego Nobla za rzekome wynegocjowanie zakończenia wojny w Wietnamie, ale ta trwała jeszcze dwa lata. Wietnamski przywódca Le Duc Tho, który został uhonorowany razem z
Przedstawiamy galerię ośmiu wybitnych polskich uczonych, którzy może i dokonali przełomowych odkryć, ale w przypadku Nobla musieli obejść się smakiem. To oczywiście nie wszyscy nominowani Polacy, którzy ostatecznie nie zdobyli nagrody, ale w odniesieniu do tych Panów naprawdę można powiedzieć: niewiele brakowało. 1. Kazimierz Funk (1884–1967) W tamtych czasach poszukiwano przyczyn wielu chorób, takich jak beri-beri, szkorbut, krzywica… Z poszukiwaniem tych przyczyn wiąże się odkrycie witamin – pisze Marek Borucki w I tomie książki „Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat”. Funk wydzielił z otrąb ryżowych pierwszą witaminę – B1. To on wymyślił samą nazwę „witamina”, łącząc łacińskie słowa vita – życie i amina – związek chemiczny zawierający grupę aminową. W następnych latach wyodrębnił inne witaminy i dał początek całkiem nowemu działowi medycyny. Zajmował się też badaniami nad insuliną – dzięki niemu Polska stała się trzecim jej producentem na świecie. Był czterokrotnie nominowany do Nagrody Nobla: w 1914, 1925, 1926 i 1946 r. Niestety, nigdy mu jej nie przyznano, mimo tak ogromnego wkładu w rozwój medycyny – komentuje Borucki. Zobacz również:Jak Stalin traktował radzieckich noblistów?Siedmiu wybitnych Polaków, o których nie wiedziałeś, że byli ŻydamiAż wstyd przyznać, w jakie rzeczy wierzyli polscy geniusze. Ale czy na pewno? 2. Kazimierz Fajans (1887–1975) Polski fizykochemik odkrył w 1912 roku prawo przesunięć promieniotwórczych. Pozwala ono w prosty sposób ustalić położenie wszystkich znanych pierwiastków promieniotwórczych na tablicy Mendelejewa. W tym samym czasie do podobnych rezultatów doszedł fizyk Frederick Soddy, dlatego prawo to nazwano regułą Soddy’ego-Fajansa. Oprócz promieniotwórczości Polaka zajmowały też badania kryształów i cząsteczek. Stworzył metodę oceny, czy cząsteczki łączy wiązanie kowalencyjne czy jonowe, obecnie znaną jako reguła Fajansa. Mimo niezaprzeczalnych zasług Kazimierz Fajans nie dostał Nobla „za karę” (źródło: domena publiczna). Choć był niemal pewniakiem do chemicznego Nobla w 1924 roku, nie dostał go… za karę! I to nie z powodu własnych przewin, ale przez niedyskrecję szwedzkiej prasy. Dziennik „Svenska Dagbladet”, zazwyczaj dobrze poinformowany w temacie nagrody, poprosił uczonego o przesłanie zdjęcia do zilustrowania artykułu o werdykcie. Inne media oficjalnie pisały o pewnym zwycięstwie Fajansa. Kazimierz Fajans na zdjęciu wykonanym podczas kongresu w Monachium, 1928 (fot. Friedrich Hund; lic. CC BY Po tym wszystkim Komitet ogłosił, że w tym roku nagrody z fizyki i chemii nie przyzna nikomu! Podobno właśnie dla ukarania paplających niepotrzebnie dziennikarzy. Kolejne dwie nominacje również nie przyniosły uczonemu Nobla. 3. Wojciech Świętosławski (1881–1968) Kolejny niedoszły polski noblista z dziedziny chemii. Jego praca magisterska, w której wyłożył teorię budowy związków dwuazowych i oksymów, była tak dobra, że przyjęto ją jako doktorat. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku porzucił laboratorium w Moskwie i wrócił do kraju. Pracował na Politechnice Warszawskiej, poświęcając się kalorymetrii – badaniu technik pomiaru ciepła powstającego w wyniku reakcji chemicznych i różnych procesów fizycznych. Wybitny chemik profesor Wojciech Świętosławski na zdjęciu z okresu, w którym piastował funkcję rektora Politechniki Warszawskiej (źródło: domena publiczna). Świętosławski skonstruował urządzenia pomiarowe, które umożliwiły między innymi wyznaczenie dotychczas niemierzalnych wartości ciepła promieniowania blendy uranowej, ciepła absorpcji promieni przenikliwych i ciepła hydratacji cementów. Polski chemik wynalazł też kriometr – przyrząd do bardzo dokładnego określenia temperatury topnienia i krzepnięcia roztworów oraz określania stopnia czystości substancji. Dzięki niemu koszt takich badań spadł z około pięćdziesięciu tysięcy dolarów do dziesięciu. Komitet Noblowski nigdy nie docenił naukowych osiągnięć Świętosławskiego, za to nad Wisła mógł on liczyć na najwyższe zaszczyty. W latach 1935–1939 piastował nawet stanowisko ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego (źródło: domena publiczna). Piętnaście osób zgłosiło go do Nagrody Nobla. Był nominowany w 1936, 1950, 1957, 1958, 1960 i w 1962 roku. Czemu Komitet go pominął? Niezbadane są jego wyroki… 4. Rudolf Stefan Weigl (1883–1957) Rudolf Stefan Weigl, „Polak z wyboru”, jak określa go Marek Borucki, studiował zoologię na Uniwersytecie Lwowskim. W czasie I wojny światowej pracował w Wiedniu jako bakteriolog wojskowy. Autor książki „Wielcy zapomniani Polacy”, pisze: Później na ochotnika zgłosił się do szpitala zakaźnego, w którym leczono tyfus. Pracował w obozach jenieckich na Morawach oraz w szpitalach wojskowych w Tarnowie i Przemyślu (…). Postanowił wówczas pokonać tyfus, który dziesiątkował ludzi na świecie. Stefan Weigl był nominowany do Nagrody Nobla aż dziewięciokrotnie! (źródło: domena publiczna). Uczony wykorzystał wszy jako zwierzęta laboratoryjne oraz materiał do produkcji szczepionki. Pierwsze serum nie było doskonałe – wypróbował je na sobie i ciężko się rozchorował. Ale ostatecznie badania przyniosły pożądany skutek. Jego szczepionka uratowała życie wielu osób. Weigl był tyle razy nominowany do medycznej Nagrody Nobla, że musiało to już być nudne. Jego kandydaturę zgłaszano w 1930, 1931, 1932, 1933, 1934, 1936, 1937, 1938 i 1939 roku. Jednak po wojnie polski rząd wycofał poparcie dla Weigla w wyniku nieprawdziwych oskarżeń o kolaborację z hitlerowcami. Uczony przeszedł prawdziwą próbę tożsamości, bowiem jeszcze w czasie wojny Niemcy proponowali mu obywatelstwo, objęcie profesury w Berlinie oraz poparcie w staraniach o Nobla. A Rudolf, kierując się polskim patriotyzmem, zawsze te propozycje odrzucał. 5. Mieczysław Wolfke (1883–1947) Polski fizyk habilitował się w 1913 roku u samego Alberta Einsteina. Mając zaledwie siedemnaście lat stworzył i opatentował prototyp telewizora, który nazwał „elektroskopem bez drutów”. A był to zaledwie pierwszy z serii jego wynalazków. Profesor Mieczysław Wolfke podczas wygłaszania odczytu pt. „Nowe cząstki elementarne” przy aparaturze doświadczalnej, marzec 1935 rok (źródło: NAC). Zdjęcie oraz podpis z książki Marka Boruckiego „Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat” – część 2. Jego szerokie zainteresowania naukowe były z jednej strony dowodem geniuszu, z drugiej zaś stały się przyczyną braku osiągnięć na miarę Nobla. Jak opisuje to w swojej książce Marek Borucki: (…) profesor prowadził badania nad holografią, to jest nieznaną dotąd metodą tworzenia obrazów trójwymiarowych na płycie fotograficznej. Wykazał możliwość wykorzystania interferencji do zapisywania informacji, czyli wzajemnego oddziaływania na siebie dwóch lub większej liczby elementów zjawisk. Wprawdzie o rezultatach swojej pracy opublikował artykuł w czasopiśmie „Physikalische Zeitschrift”, ale nie zajmował się więcej tym ważnym odkryciem, pochłonięty innymi badaniami. To był błąd. Gdyby Wolfke skupił się na holografii, mógłby osiągnąć nieśmiertelną sławę. Z jego odkryć skorzystali inni naukowcy. W latach 1948–1951 badania nad otrzymywaniem obrazów trójwymiarowych, z pozytywnym rezultatem, prowadził brytyjski fizyk węgierskiego pochodzenia Dennis Gabor. W 1971 roku otrzymał za nie Nagrodę Nobla. 6. Ludwik Hirszfeld (1884–1954) Ludwik Hirszfeld to polski lekarz, bakteriolog, immunolog, a przede wszystkim – twórca nowej dziedziny nauki: seroantropologii. Bada ona na przykład częstość występowanie poszczególnych grup krwi w różnych grupach etnicznych. Zbyt zagmatwane? Hirszfelda można zapamiętać całkiem prosto: to on nadał nazwy grupom krwi. Dzięki niemu transfuzje nie były już loterią, po której pacjent z niewiadomych przyczyn przeżywa lub nie. Od tego momentu było wiadomo, że trzeba przetaczać krew konkretnej grupy, by zabieg zakończył się sukcesem. Ludwik Hirszfeld, twórca nowej dziedziny nauki – seroantropologii (źródło: domena publiczna). 9 stycznia 1950 roku znakomity uczony został nominowany do Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny. Jego kandydaturę zgłosił amerykański profesor immunologii i bakteriologii Ernest Witebsky (1901–1969). Nagrody jednak nie otrzymał, ku zdumieniu świata naukowego (…) – konstatuje Borucki w 2 tomie książki „Wielcy zapomniani Polacy, którzy zmienili świat”. 7. Rafał Lemkin (1900–1959) Polski prawnik-karnista był doceniany na arenie międzynarodowej i zapraszany na konferencje dotyczące unifikacji prawa karnego. Najważniejszą okazała się dla niego konferencja madrycka z 1933 roku. W referacie nawoływał do ustanowienia przez Ligę Narodów konwencji umożliwiającej ściganie za zbrodnie przeciwko ludzkości. To on stworzył termin „genocide” – „ludobójstwo”. Badał rzeź Ormian, Wielki Głód na Ukrainie, wreszcie Holocaust. Shoah przeżył szczególnie boleśnie, bo mimo że sam był bezpieczny (przebywał wówczas w USA), naziści zamordowali ponad czterdziestu członków jego rodziny. Ale jego praca nie poszła na marne. Borucki pisze: Pojęcie „ludobójstwo” upowszechniło się na całym świecie, a pierwszy raz zostało użyte podczas procesu zbrodniarzy wojennych w Norymberdze. Lemkin brał udział w tym procesie jako doradca sędziego Sądu Najwyższego USA, Roberta H. Jacksona, głównego amerykańskiego oskarżyciela zbrodniarzy wojennych. Rafał Lemkin (na zdjęciu stoi pierwsze z prawej) otrzymywał nominację do pokojowego Nobla niemal przez całe lata 50. (źródło: Culturaldiplomacy; lic. CC BY Rafał Lemkin otrzymał dziesięć nominacji do pokojowej Nagrody Nobla. Jego kandydatura była zgłaszana przez całe lata 50. (pierwszy raz w 1950, ostatni – w 1959), a jednak nigdy jej nie otrzymał. Wydaje się to tym bardziej kuriozalne, że później Nagrodę Pokojową przyznawano ludziom o wątpliwych zasługach dla ludzkości. – stwierdza Marek Borucki. 8. Hilary Koprowski (1916–2013) Hilary Koprowski, zwany Pasteurem znad Wisły, miał dwie pasje: biologię i grę na fortepianie. Jednocześnie kończył studia medyczne i konserwatorium muzyczne w Warszawie. II wojna światowa zmusiła go do opuszczenia kraju. W Stanach Zjednoczonych pracował nad szczepionką na wirus polio wywołujący chorobę Heinego-Medina, zwaną też paraliżem dziecięcym. Sukces odniósł w 1949 roku. Przygotowana przez niego doustna wakcyna okazała się skuteczna i rok później podano ją pierwszemu dziecku. Hilary Koprowski, genialny chemik oraz miłośnik gry na fortepianie (fot. Mariusz Kubik; lic. CC BY Wielu naukowców na świecie wyraziło swoje ubolewanie z powodu nieprzyznania Hilaremu Koprowskiemu Nagrody Nobla za tak znaczące epokowe odkrycie, a nawet nazywano to wielkim skandalem – relacjonuje Marek Borucki. Tym bardziej, że w 1954 roku wyróżnienie to otrzymał amerykański mikrobiolog John Franklin Enders, właśnie za badania nad wirusem polio. *** To oczywiście nie wszyscy Polacy, którzy otarli się o Nobla. W 2012 roku trzymaliśmy przecież kciuki za Aleksandra Wolszczana, odkrywcę pierwszych planet poza Układem Słonecznym. Na Nobla od lat czeka też profesor Krzysztof Matyjaszewski, jeden z najczęściej cytowanych chemików na świecie, czy profesor Wacław Szybalski, którego prace otworzyły drogę do terapii genowej. Ale Ci Panowie żyją (życzymy sto lat, a Panu Profesorowi Szybalskiemu sto pięćdziesiąt!) i ich szansa na najbardziej prestiżową nagrodę w świecie naukowym jeszcze nie zgasła. Ośmiu wymienionych powyżej na zawsze pozostanie, niestety, geniuszami, którzy prawie otrzymali Nobla. Bibliografia: Borucki Marek, Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat, wydawnictwo Muza, Warszawa 2015. Tenże, Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat, część 2, wydawnictwo Muza, Warszawa 2016. Cieśliński Piotr, Czy Aleksander Wolszczan dostanie Nobla z fizyki?, „Gazeta Wyborcza”, [dostęp: Chojnacka Justyna, Kazimierz Fajans i badania reakcji jądrowej, „Przyroda – zeszyty toruńskie”, zeszyt 1, [dostęp: Fuksa Janusz, Wspomnienia z Kijowa. Wojciech Świętosławski, Wrocław 2010 [dostęp: Lissowska Małgorzata, Kazimierz Funk – twórca „polskich” witamin, niedoszły noblista, [w:] More Maiorum, [dostęp: Oficjalna strona Nagrody Nobla [dostęp: Strona Fundacji Profesora Wacława Szybalskiego [dostęp:
Tltr; W ciągu całego istnienia Nagrody Nobla, od 1901 roku, żaden czarnoskóry naukowiec nie został jej laureatem. O tym pisze Next Web. Przez cały czas trwania nagrody tylko 14 z 900 laureatów było afroamerykanami – 10 z nich wygrało nagrodę pokoju, trzy – za literaturę, a tylko jeden – socjolog Arthur Lewis – otrzymał nagrodę w dziedzinie ekonomii 1973
W 1897 r. członkowie Szwedzkiej Akademii dowiedzieli się z testamentu Alfreda Nobla - wynalazcy dynamitu - że mają stać się jury międzynarodowej nagrody, przyznawanej co roku jakiemuś pisarzowi za "najwybitniejsze dzieło o tendencjach idealistycznych". Członkowie Akademii, której zadaniem była troska o czystość języka szwedzkiego i popularyzowanie szwedzkiej literatury, nie czuli się powołani do oceniania literatury światowej. Pięć lat później - w 1901 roku - uznali jednak, że francuski poeta Rene Sully Prudhomme spełnia podane w testamencie Nobla kryteria i przyznali mu nagrodę. Już ta pierwsza w historii literackiego Nobla decyzja akademików wywołała kontrowersje. Lew Tołstoj był zgłoszony do nagrody i uchodził za najpoważniejszego kandydata. Gdy nagrodzono Prudhomme'a 42 najwybitniejszych szwedzkich artystów i pisarzy (z Augustem Strindbergiem, który także Nobla nigdy nie dostał) napisało do Tołstoja list z przeprosinami za decyzję Akademii. Pisarze podkreślali, że nie identyfikują się z ocenami grona Akademików. W odpowiedzi Tołstoj napisał: "Ucieszyła mnie wiadomość, że nie zostałem wyróżniony Nagrodą Nobla. Sprawiłaby mi ona wielki problem, ponieważ nie wiedziałbym, co zrobić z wygraną. Jestem pewien, że te pieniądze mogą przynieść tylko zło". Wielu klasyków literatury XX wieku obeszło się bez Nagrody Nobla. James Joyce nigdy nie został nawet zgłoszony do Nobla, Graham Greene natomiast nominowany był aż 12 razy pomiędzy 1950 a 1966 rokiem, ale nagrody nie dostał. W roku 1961 został zgłoszony do Literackiej Nagrody Nobla Tolkien. Jego kandydatura została odrzucona z powodu „drugorzędnego statusu prozy" – jak napisano w ujawnionych po pół wieku dokumentach Szwedzkiej Akademii. W ocenie noblowskiego jury "Władca Pierścieni" "w żadnej mierze nie dorasta do rangi literatury najwyżej próby". Nobla w 1961 roku otrzymał jugosłowiański powieściopisarz Ivo Andric. Szanse na otrzymanie Nagrody Nobla w 1969 roku miał Witold Gombrowicz - wynika z ujawnionych w styczniu 2020 roku, po 50 latach, archiwów Akademii Szwedzkiej. W tym samym roku jednak polski dramaturg zmarł, a literackiego Nobla otrzymał Irlandczyk Samuel Beckett. Kandydaturę Witolda Gombrowicza w 1969 roku zgłosił wykładowca Uniwersytetu Yale Jan Kott. O tym, że Gombrowicz był traktowany jako jeden z faworytów, świadczy opracowanie eksperckie zlecone przez Akademię Szwedzką teatrologowi Perowi Erikowi Wahlundowi na temat twórczości "czterech wielkich dramaturgów". Do tego grona oprócz Polaka zaliczono także Samuela Becketta, Eugene'a Ionesco oraz Jeana Geneta. Nobla dostał Beckett, choć przewodniczący Komitetu Noblowskiego Anders Oesterling zgłosił zastrzeżenia, opisując twórczość irlandzkiego dramaturga jako "negatywną i mającą depresyjny charakter". W 1974 roku wśród kandydatów do literackiego Nobla byli Graham Greene, Vladimir Nabokov i Saul Bellow, Akademia zdecydowała się jednak nagrodzić szwedzkich pisarzy Eyvinda Johnsona i Harry’ego Martinsona. Skandal wybuchł wcale nie dlatego, że żaden z laureatów nie był szerzej znany ani ceniony poza granicami Szwecji, chodziło o to, że obaj nobliści byli czynnymi członkami Szwedzkiej Akademii i brali udział w głosowaniu. Bellow dostał Nobla w 1976 roku, ani Greene ani Nabokow nie dostąpili tego wyróżnienia. Szwedzka Akademia w przeszłości wielokrotnie oskarżana była o eurocentryzm. Na liście pominiętych są Thomas Pynchon, Cormac McCarthy, Jorge Luis Borges, Julio Cortazar. Najczęściej jednak wskazywanym amerykańskim pisarzem, który na Nobla zasługiwał, ale go nie otrzymał jest zmarły w 2018 roku Philp Roth. Nobla nie dostał z rozmaitych powodów - politycznych, obyczajowych. Można spekulować, dlaczego; sam Roth kilka razy wypowiadał się na ten temat. "Czy gdybym zatytułował swoją powieść +Orgazm w czasach pazernego kapitalizmu+ zamiast +Kompleks Portnoya+ zdobyłaby ona uznanie Akademii Szwedzkiej…" – zastanawiał się sam pisarz w wywiadzie dla "Svenska Dagbladet" z właściwą sobie ironią i poczuciem humoru. Miał rację - zaszkodziła mu prawdopodobnie poprawność polityczna członków Szwedzkiej Akademii. Madelaine Levy, krytyk literacka "Svenska Dagbladet" powiedziała AFP, że Akademicy postrzegali Rotha jako pisarza reprezentującego w literaturze "męską perspektywę". Szwedzki wydawca Rotha, Jonas Axelsson, także uważa, że w powieściach Rotha kobiety przedstawiane są w sposób "zbyt uprzedmiotowiony" jak na gusta Szwedzkiej Akademii. "Obiektywnie rzecz biorąc, na Nobla zasługiwał Herbert, ale chyba nie był brany pod uwagę z powodu swoich pobytów w klinikach psychiatrycznych, czego Szwedzi bardzo się boją" – napisał w liście do Giedroycia Miłosz po Noblu dla Szymborskiej w 2006 roku. Herbert był poważnym kandydatem już pod koniec lat 60., głównie zresztą dzięki popularności, jaką cieszyły się przekłady jego utworów w Niemczech. Jego nazwisko wraca w drugiej połowie lat 70. Andrzej Franaszek, biograf poety uważa, że jedną z przyczyn mógł być konflikt, w jaki poeta wszedł ze swoimi wydawcami i tłumaczami z całego świata. Herbert czuł się niedoceniany, niedopłacany i nie zawsze słusznie rzucał oskarżenia. Nawet Jerzy Giedroyc zrezygnował z lobbowania na jego rzecz, uznając, że nie sposób z takim autorem współpracować. Reporterka Joanna Siedlecka dotarła do dokumentów SB z lat 60 i 70 z których wynika, że PRL-owskie służby starały się zdyskredytować poetę w oczach Akademii Szwedzkiej. Nawet jeżeli trudno uwierzyć w realny wpływ tych działań na decyzję akademików, na pewno współtworzyły one atmosferę niechęci wobec autora "Pana Cogito". Schorowany Herbert zdobył się w 2006 roku na telegram gratulacyjny do świeżej noblistki – Wisławy Szymborskiej. "Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś się teraz męczył nad wykładem noblowskim" – odpisała poetka. W roku 1986, na 200-lecie Akademii Szwedzkiej ukazała się książka Kjella Espmarka, członka jury, literaturoznawcy, poety, prozaika i eseisty. Jego zdaniem najmniej trafne decyzje podejmowano na początku przyznawania nagrody, kiedy żyli jeszcze Zola, Ibsen, Strindberg, Czechow, a nagroda trafiała do takich pisarzy, jak Jose Echegeray, Theodor Mommsen, Rudolf Euckegen czy Henryk Sienkiewicz, którzy, choć znaczący, nie dorównywali pominiętym gigantom literatury. Nieobecność na liście noblistów Kafki, Lorki, Musila czy Prousta tłumaczy Espmark tym, że sławę zdobyli oni dopiero po śmierci. Natomiast nad kandydaturami Conrada, Joyce'a i Wirginii Woolf nie dyskutowano, bo... nikt ich nie zgłosił.
20 lat po Sienkiewiczu literacką Nagrodę Nobla otrzymał w 1924 r. Władysław Reymont, pisarz bardzo już wiekowy i chory. W liście do Alfreda Wysockiego, polskiego posła w Sztokholmie noblista pisał: "Okropne! Nagroda Nobla, pieniądze, sława wszechświatowa i człowiek, który bez zmęczenia wielkiego nie może się rozebrać". Już dzisiaj poznamy tegorocznego laureata literackiej Nagrody Nobla. Parę minut po dowiemy się, kogo wyróżniła Akademia Szwedzka W zeszłym roku nagrody odebrali Olga Tokarczuk i Peter Handke. Nagroda dla Austriaka budzi do dzisiaj wiele kontrowersji Co ciekawe, literacki Nobel budził sprzeczne emocje - jednym spędzało sen z powiek samo pragnienie wyróżnienia, innym na nim w ogóle nie zależało Co 50 lat publikowane są raporty archiwów Akademii Szwedzkiej. I tak dowiedzieliśmy się, że szansę na nagrodę miał Witold Gombrowicz, a Zbigniew Herbert ze względu na swój pobyt w klinice psychiatrycznej nie miał na nią najmniejszych szans Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej W 1897 r. członkowie Szwedzkiej Akademii dowiedzieli się z testamentu Alfreda Nobla - wynalazcy dynamitu - że mają stać się jury międzynarodowej nagrody, przyznawanej co roku jakiemuś pisarzowi za "najwybitniejsze dzieło o tendencjach idealistycznych". Członkowie Akademii, której zadaniem była troska o czystość języka szwedzkiego i popularyzowanie szwedzkiej literatury, nie czuli się powołani do oceniania literatury światowej. Pięć lat później - w 1901 r. - uznali jednak, że francuski poeta Rene Sully Prudhomme spełnia podane w testamencie Nobla kryteria i przyznali mu nagrodę. Nobel nie dla wszystkich? Już ta pierwsza w historii literackiego Nobla decyzja akademików wywołała kontrowersje. Lew Tołstoj był zgłoszony do nagrody i uchodził za najpoważniejszego kandydata. Gdy nagrodzono Prudhomme'a 42 najwybitniejszych szwedzkich artystów i pisarzy (z Augustem Strindbergiem, który także Nobla nigdy nie dostał) napisało do Tołstoja list z przeprosinami za decyzję Akademii. Pisarze podkreślali, że nie identyfikują się z ocenami grona akademików. W odpowiedzi Tołstoj napisał: Wielu klasyków literatury XX w. obeszło się bez Nagrody Nobla. James Joyce nigdy nie został nawet zgłoszony do Nobla, Graham Greene natomiast nominowany był aż 12 razy pomiędzy 1950 a 1966 r., ale nagrody nie dostał. W roku 1961 został zgłoszony do Literackiej Nagrody Nobla Tolkien. Jego kandydatura została odrzucona z powodu "drugorzędnego statusu prozy" – jak napisano w ujawnionych po pół wieku dokumentach Szwedzkiej Akademii. W ocenie noblowskiego jury "Władca Pierścieni" "w żadnej mierze nie dorasta do rangi literatury najwyższej próby". Nobla w 1961 r. otrzymał jugosłowiański powieściopisarz Ivo Andric. Literacki Nobel nie dla Gombrowicza Szanse na otrzymanie Nagrody Nobla w 1969 r. miał Witold Gombrowicz - wynika z ujawnionych w styczniu 2020 r., po 50 latach, archiwów Akademii Szwedzkiej. W tym samym roku jednak polski dramaturg zmarł, a literackiego Nobla otrzymał Irlandczyk Samuel Beckett. Kandydaturę Witolda Gombrowicza w 1969 r. zgłosił wykładowca Uniwersytetu Yale Jan Kott. O tym, że Gombrowicz był traktowany jako jeden z faworytów, świadczy opracowanie eksperckie zlecone przez Akademię Szwedzką teatrologowi Perowi Erikowi Wahlundowi na temat twórczości "czterech wielkich dramaturgów". Do tego grona oprócz Polaka zaliczono także Samuela Becketta, Eugene'a Ionesco oraz Jeana Geneta. Nobla dostał Beckett, choć przewodniczący Komitetu Noblowskiego Anders Oesterling zgłosił zastrzeżenia, opisując twórczość irlandzkiego dramaturga jako "negatywną i mającą depresyjny charakter". W 1974 roku wśród kandydatów do literackiego Nobla byli Graham Greene, Vladimir Nabokov i Saul Bellow, Akademia zdecydowała się jednak nagrodzić szwedzkich pisarzy Eyvinda Johnsona i Harry’ego Martinsona. Skandal wybuchł wcale nie dlatego, że żaden z laureatów nie był szerzej znany ani ceniony poza granicami Szwecji, chodziło o to, że obaj nobliści byli czynnymi członkami Szwedzkiej Akademii i brali udział w głosowaniu. Bellow dostał Nobla w 1976 r., ani Greene, ani Nabokow nie dostąpili tego wyróżnienia. DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ! Olga Tokarczuk dla Onetu: nie było lepszego momentu, żeby dostać Nobla Katarzyna Janowska ze Sztokholmu: zwyciężyła literatura! Trzy słowa, które trzeba zapamiętać z przemowy Olgi Tokarczuk Nagroda Nobla. Rewersy medali w kategoriach fizyka i chemia (drugi od lewej u góry), fizjologia i medycyna (pierwszy od prawej u góry). Pierwsza od lewej u dołu - w kategorii literatura. Dwie pozostałe to obie strony medalu Nagrody Pokojowej Akademia eurocentryczna? Szwedzka Akademia w przeszłości wielokrotnie oskarżana była o eurocentryzm. Na liście pominiętych są Thomas Pynchon, Cormac McCarthy, Jorge Luis Borges, Julio Cortazar. Najczęściej jednak wskazywanym amerykańskim pisarzem, który na Nobla zasługiwał, ale go nie otrzymał, jest zmarły w 2018 r. Philip Roth. Nobla nie dostał z rozmaitych powodów - politycznych, obyczajowych. Można spekulować, dlaczego; sam Roth kilka razy wypowiadał się na ten temat. - Czy gdybym zatytułował swoją powieść "Orgazm w czasach pazernego kapitalizmu" zamiast "Kompleks Portnoya" zdobyłaby ona uznanie Akademii Szwedzkiej… – zastanawiał się sam pisarz w wywiadzie dla "Svenska Dagbladet" z właściwą sobie ironią i poczuciem humoru. Miał rację - zaszkodziła mu prawdopodobnie poprawność polityczna członków Szwedzkiej Akademii. Madelaine Levy, krytyk literacka "Svenska Dagbladet", powiedziała AFP, że akademicy postrzegali Rotha jako pisarza reprezentującego w literaturze "męską perspektywę". Szwedzki wydawca Rotha, Jonas Axelsson, także uważa, że w powieściach Rotha kobiety przedstawiane są w sposób "zbyt uprzedmiotowiony" jak na gusta Szwedzkiej Akademii. Foto: SOREN ANDERSSON / East News Wisława Szymborska z Noblem w 1996 r. Problematyczny Herbert "Obiektywnie rzecz biorąc, na Nobla zasługiwał Herbert, ale chyba nie był brany pod uwagę z powodu swoich pobytów w klinikach psychiatrycznych, czego Szwedzi bardzo się boją" – napisał w liście do Giedroycia Miłosz po Noblu dla Szymborskiej w 2006 r. Herbert był poważnym kandydatem już pod koniec lat 60., głównie zresztą dzięki popularności, jaką cieszyły się przekłady jego utworów w Niemczech. Jego nazwisko wraca w drugiej połowie lat 70. Andrzej Franaszek, biograf poety uważa, że jedną z przyczyn mógł być konflikt, w jaki poeta wszedł ze swoimi wydawcami i tłumaczami z całego świata. Herbert czuł się niedoceniany, niedopłacany i nie zawsze słusznie rzucał oskarżenia. Nawet Jerzy Giedroyc zrezygnował z lobbowania na jego rzecz, uznając, że nie sposób z takim autorem współpracować. Reporterka Joanna Siedlecka dotarła do dokumentów SB z lat 60. i 70., z których wynika, że PRL-owskie służby starały się zdyskredytować poetę w oczach Akademii Szwedzkiej. Nawet jeżeli trudno uwierzyć w realny wpływ tych działań na decyzję akademików, na pewno współtworzyły one atmosferę niechęci wobec autora "Pana Cogito". Schorowany Herbert zdobył się na telegram gratulacyjny do świeżej noblistki – Wisławy Szymborskiej. "Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś się teraz męczył nad wykładem noblowskim" – odpisała poetka. POLECAMY RÓWNIEŻ! Polskie Noble literackie: od Henryka Sienkiewicza do Olgi Tokarczuk Literackie Nagrody Nobla dla Polaków. Tak odbierali swoje nagrody Miłosz i Szymborska Co jadają nobliści, czyli kulinarna historia słynnego bankietu W roku 1986, na 200-lecie Akademii Szwedzkiej ukazała się książka Kjella Espmarka, członka jury, literaturoznawcy, poety, prozaika i eseisty. Jego zdaniem najmniej trafne decyzje podejmowano na początku przyznawania nagrody, kiedy żyli jeszcze Zola, Ibsen, Strindberg, Czechow, a nagroda trafiała do takich pisarzy, jak Jose Echegeray, Theodor Mommsen, Rudolf Euckegen czy Henryk Sienkiewicz, którzy, choć znaczący, nie dorównywali pominiętym gigantom literatury. Nieobecność na liście noblistów Kafki, Lorki, Musila czy Prousta tłumaczy Espmark tym, że sławę zdobyli oni dopiero po śmierci. Natomiast nad kandydaturami Conrada, Joyce'a i Wirginii Woolf nie dyskutowano, bo... nikt ich nie zgłosił. . 248 499 69 135 272 89 252 45

dlaczego herbert nie dostał nobla